Wspomnienia z Chotowej Anna Bomba - Pasternak


Idź do treści

Przypisy

Relacja ze znalezienia rannego w lesie przytoczona przez siostrę Anny panią Marię Chytaj w książce "Chotowa, ziemia moja rodzinna...." z 2007 roku.

Uwaga! Ciężko ranny w lesie

Zdarzyło się któregoś dnia, że brat Stanisław sam przybył z Łęk, żeby w lesie odnaleźć chociaż coś z ogołoconego domu, bo nawet belki ze ścian były wyjęte. Idąc w głąb lasu natrafił brat na uciętą nogę w zasznurowanym bucie. Przerażony rozgląda się wokół z wielką ostrożnością, czy czegoś nie dostrzeże. Wtem w oddali widzi lekki dymek. Zbliża się. Trafia wśród zarośli na bunkier, z którego smętnie unosi się leniwy dym. Podchodzi bliżej bunkra i pyta z oddali:
„Jest tu kto?"

Cisza. Nagle usłyszał jęk! Zbliża się do bunkra, a tu młody człowiek zabrudzony, zakrwawiony wyrzekł z bólem:
„Ratuj mnie!"
Miał uciętą nogę. Własną koszulą była ta noga mocno obwiązana. Ze łzami błagał o pomoc, gdyż żołnierze ruscy zabrali jego kolegów, a jego rannego zostawili. Dobrze, że mu w tym bunkrze zapalili i w bunkrze było drewno. To był styczeń 1945. Mógłby zamarznąć.
„Kim jesteś?” - pyta brat.
Ranny podał, że nazywa się Tadeusz Ciurkot, i w gwałtownym płaczu zamilkł. Potem jąkając się w płaczu powiedział, że jest z Latoszyna. Brat nasz nie miał na miejscu żadnej możliwości w tej sytuacji mu pomóc i tylko przyrzekł mu, że jak najszybciej pójdzie do ojca do Łęk i przyjadą go stąd zabrać. Jak tylko potrafił szedł szybko do Łęk. Ojciec tam zgłosił zdarzenie u sołtysa Modelskiego (musieli skorzystać z pomocy sołtysa, bo jako wysiedleni nie mieli żadnych środków transportu ani koni).
Przybyli niezwłocznie do lasu. Ojciec zbił nosze, a ranny już stracił przytomność. Zabrano go ostrożnie na furmankę i zawieziono do zakonnic do Pilzna. Siostry zakonne udzieliły mu natychmiast koniecznej pomocy i przetransportowano go do szpitala w Tarnowie. Że nie wywiązała się gangrena, czy zakażenie to tylko Bogu dziękować, bo to był czwarty dzień po tragedii, a tylko zakrzepła krew widocznie hamowała dalszą tragedię. Kolegów tego rannego żołnierza ruscy zawieźli do Bochni, a stamtąd udało im się uciec. Oni to później przepraszali, że nie wrócili, by mu pomóc. Po leczeniu w tarnowskim szpitalu ten nieszczęśliwy chłopak dostał się do Bydgoszczy na dalsze leczenie, a stamtąd dostał się na kurs krawiecki. W międzyczasie amputowano mu drugą nogę z powodu przemrożenia. Tam już w Bydgoszczy pozostał.
Tutaj w Bydgoszczy poznał kobietę swojego życia i wzięli ślub. Jak później opowiadał skromne było przyjęcie weselne przy jednej butelce czegoś mocniejszego. Tutaj w Bydgoszczy tylko jeden raz odwiedziła go mama.
Po kilkunastu latach od tych tragicznych przeżyć przybył do naszego brata z żoną, dwoma synami i córką, bo chciał, żeby rodzina poznała miejsce jego tragedii. Brat nasz pojechał z nimi na miejsce zdarzenia, bo dołek na miejscu bunkra jest do dzisiaj. Na miejscu tragedii i ocalenia równocześnie wszyscy popłakali się rzewnymi łzami z bolesną myślą, co wycierpiał Tadeusz i z wdzięcznością dla Opatrzności Bożej, że mimo tragizmu Bóg go od śmierci ocalił.
Nasz brat Stanisław całe życie dziękował Bogu i Matce Boskiej Chotowskiej, że dane mu było przyczynić się do uratowania tego nieszczęśliwego człowieka.


Strona główna | Strona 1 | Strona 2 | Strona 3 | Strona 4 | Strona 5 | Strona 6 | Strona 7 | Strona 8 | Strona 9 | Strona 10 | Strona 11 | Przypisy | Mapa witryny


Powrót do treści | Wróć do menu głównego