Nasze warunki na tym wygnaniu były ciężkie, na szczęście zima tego roku nie była mroźna, było tylko trochę śniegu. Natomiast nie było w tym roku przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. Nie mieliśmy wigilii ani choinki. Nie było prezentów, ani życzeń. Atmosferę świąt poczuliśmy dopiero w sylwestra. Niemcy znajdujący się w bunkrach, w pasie przyfrontowym, i ci będący na froncie urządzili piękne widowisko. Strzelali w górę pociskami świetlnymi, petardami i czym się dało, witając w ten sposób Nowy Rok.
Trwało to gdzieś około 2 godzin, w Łękach gdzie przebywaliśmy było to doskonale widać. Nastał już rok 1945. Niemcy pozostali jeszcze jakiś tydzień w Łękach, ale wyczuwało się u nich podenerwowanie. Zaczęli się pakować do wyjazdu. Wyjechała z naszego podwórka kuchnia polowa, wyjechała poczta i komendantura i ani my się nie spostrzegli jak szosą ciągnęły już furmanki z wojskiem sowieckim. Szli pieszo, jechali na koniach, a myśmy biegli do szosy aby się przekonać, czy to prawda, że nie ma już Niemców. Wojsko sowieckie ciągnęło szosą na zachód przez parę dni depcząc Niemcom po piętach.